Nawigacja

Przystanek Historia

Małopolscy Bohaterowie Armii Krajowej. Wincenty Horodyński „Kościesza” (1902-1993)

Urodzony na Kresach komendant Obwodu Myślenickiego AK i dowódca oddziałów Rzeczpospolitej Raciechowickiej

  • Od lewej: por. Wincenty Horodyński-Kościesza, ppor. Zbigniew Konopka-Łosoś, Archiwum Dariusza Dyląga, sygn. 2201.III.12.1944
    Od lewej: por. Wincenty Horodyński-Kościesza, ppor. Zbigniew Konopka-Łosoś, Archiwum Dariusza Dyląga, sygn. 2201.III.12.1944
  • Od lewej: por. Wincenty Horodyński-Kościesza, por. Antoni Węgrzyn-Ostroga w sześciokołowej skodzie z parku maszynowego Hansa Franka, Archiwum Dariusza Dyląga, sygn. 2201.III.13.1944
    Od lewej: por. Wincenty Horodyński-Kościesza, por. Antoni Węgrzyn-Ostroga w sześciokołowej skodzie z parku maszynowego Hansa Franka, Archiwum Dariusza Dyląga, sygn. 2201.III.13.1944
  • Por. Wincenty Horodyński-Kościesza, Archiwum Dariusza Dyląga, sygn. 2201.III.43.1944
    Por. Wincenty Horodyński-Kościesza, Archiwum Dariusza Dyląga, sygn. 2201.III.43.1944
  • Partyzanci „Murawy”. Fot. Archiwum IPN
    Partyzanci „Murawy”. Fot. Archiwum IPN

14 lutego 1942 r. rozkazem Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego zamieniono nazwę największej organizacji konspiracyjnej w kraju, Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), na Armię Krajową (AK). Decyzja ta potwierdzała, że AK nie jest jedną z wielu grup konspiracyjnych, ale stanowi Siły Zbrojne w Kraju, współtworzące obok Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie armię walczącego nieprzerwanie od września 1939 r. państwa polskiego, kierowanego przez Rząd RP na Uchodźstwie.

W 2022 r. przypada 80. rocznica wydania pamiętnego rozkazu i dlatego w ciągu 12 miesięcy przedstawimy sylwetki 12 małopolskich bohaterów AK. Zarówno oficerów, jak i wyróżniających się żołnierzy. Mężczyzn i kobiety, służących w różnych pionach AK. Teksty naszych historyków będą także publikowane w „Gazecie Krakowskiej”. W styczniu prezentowaliśmy Edwarda Kleszczyńskiego, w lutym Marię Starowieyską, w marcu Jana Gomołę, w kwietniu Andrzeja Rozmarynowicza, w maju Piotra Przemyskiego. W czerwcu przypomnieliśmy Władysława Szczypkę, a bohaterem lipca jest Wincenty Horodyński.

Przywołajmy motto: „Oto dziś dzień Krwi i Chwały / Oby dniem Wskrzeszenia był …”. I jeszcze: „…Powstań Polsko, skrusz kajdany, Dziś Twój Tryumf, albo Zgon”. Słowa „Warszawianki” współbrzmią z losem regionalnego powstania, które można by nazwać podkrakowskim.

Z partyzanckiej bazy zgrupowania „Kamiennik” na Łysinie przez lornetkę widać latem 1944 r. Wawel – siedzibę Hansa Franka. Legenda mówi, że do niego właśnie należał uprowadzony brawurowo z Krakowa terenowy samochód – sześciokołowa škoda, którą dysponował komendant Obwodu Myślenickiego AK i dowódca oddziałów Rzeczpospolitej Raciechowickiej por. Wincenty Horodyński „Kościesza”.

Walki 12 września to najważniejszy dzień w historii zgrupowania oraz jednej z republik partyzanckich. Jeden z momentów walk nosi obiegową, jakże epicką, przywodzącą na myśl starożytną bitwę przy moście Mulwijskim, nazwę – „Bitwa Przy Moście Glichowskim”. Znamy prawie każdy jej szczegół, topografię, umiejscowienie i manewry oddziałów, punkty stanowisk strzeleckich, heroiczne epizody oraz miejsca, w których padli bohaterowie zmagań. Za 53 dni niepodległości mieszkańcy Wiśniowej, Lipnika, Węglówki i Żerosławic, Czasławia i Smykani zapłacili straszliwą cenę. Ta mała epopeja zasługuje na osobne opracowanie w formie reportażu z przeszłości. My jednak opowiemy tylko o jej komendancie.

Krew

Nie wiemy, czy w dniu wybuchu powstania w Warszawie, czy dopiero 4 sierpnia ukazuje się odezwa dowódcy Obwodu AK „Murawa”: „ODEZWA do ludności miejscowej! Okupant wycofał z terenu własną władzę policyjną i administracyjną. Aby utrzymać porządek oraz bezpieczeństwo publiczne i zabezpieczyć spokojny i bezpieczny byt pracującej ludności, jak również utrzymać nienaruszone prawo własności, Armia Krajowa aż do wyjaśnienia sytuacji bierze ludność cywilną i teren pod swoją opiekę...”.

Kim był człowiek obejmujący władzę na uwolnionym terenie? Wincenty Mikołaj Horodyński (ps. „Wąż”, „Sylwan”, „Kościesza”) urodził się 4 lutego 1902 r. w Łopatynie (woj. tarnopolskie). Uczęszcza do gimnazjum jezuitów w Chyrowie, a maturę uzyska w Krakowie. W wieku 16 lat zgłosi się do wojska; za udział w wojnie z bolszewikami odznaczony Krzyżem Walecznych. Kończy Szkołę Podchorążych Piechoty w Bydgoszczy, potem pracuje oraz studiuje we Francji. Administruje rodzinnym majątkiem – Targowicą w powiecie Horodenka.

Zmobilizowany – jako plutonowy podchorąży rezerwy – z przydziałem do Baonu Przeciwpancernego 4. Pułku Strzelców Podhalańskich, 19 września 1939 r. dostaje się do niewoli sowieckiej i szybko ucieka. Przechodzi nielegalnie pod okupację niemiecką i podejmuje działalność konspiracyjną. Najpierw w Gorlicach.

Zagrożony aresztowaniem zmienia teren i 29 kwietnia 1944 r. zostaje mianowany komendantem Obwodu Myślenice, a jego żona – Zofia, ps. „Stokłosa” – sekretarką Komendy Obwodu. Nominację na stopień podporucznika otrzymuje „Kościesza” w lipcu 1943, a po roku – na porucznika. Nosi mundur bez dystynkcji.

Chwała

Podległe mu oddziały przejawiały dużą aktywność i ruchliwość, zmienne też koleje cechowały ich walki. Wokół zdławionej w końcu, małej Rzeczpospolitej narósł krąg mitów i niejasności. Koncentrują się one wokół podjęcia w sierpniu 1944 r. negocjacji z Niemcami (główne spotkanie na rynku w Dobczycach) oraz prowadzącego je szefa Obwodu „Murawa”.

Tendencyjność badań historycznych w Polsce Ludowej, jak i fakt, że głos zabierali reprezentanci jednego punktu widzenia, doprowadziły – w pierwszym przypadku – do oderwania zdarzeń od szerszego kontekstu, w drugim – do przerostu krytycyzmu. Dopiero w ostatnich latach podjęto wysiłki przywrócenia równowagi i bezstronnego zbliżenia się do prawdy o tych wydarzeniach i współtworzącym je człowieku.

Taktyczne porozumienie lokalnego dowódcy AK z Niemcami nie było czymś bezprecedensowym. Przywołajmy tytułem przykładu wcześniejsze działania por. Adolfa Pilcha „Góry”, „Doliny”, czy rtm. Józefa Świdy „Lecha”, „Dzika” na Kresach Wschodnich. Tam głównym motorem pchającym akowców do znalezienia modus vivendi z okupantem była zbrodnicza wobec Polaków działalność zorganizowanej partyzantki sowieckiej. Do pozostałych rozmów dochodziło jednak w warunkach zbliżonych do sytuacji zgrupowania „Kamiennik”. Przeciwnicy negocjacji reprezentowali rygorystyczne stanowisko – Niemca trzeba bić, zawsze i wszędzie, bez względu na okoliczności.

Tryumf

Podawano w wątpliwość jego predyspozycje psychologiczne, znajomość żołnierskiego rzemiosła, formułowano surowe oceny osobowości, a nawet stylu życia.

„Kościesza”, uruchamiając Akcję „Burza”, realizował sumiennie rozkazy przełożonych. Najważniejszą bitwę wygrał i – realistycznie przekazując w odpowiednim momencie kierowanie akcją – wyprowadził oddziały z okrążenia. Za działania uhonorowany Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari. Przezwyciężył kryzys związany z najtrudniejszą sytuacją – brakiem poparcia części najbliższego otoczenia. Trudno również czynić go odpowiedzialnym za brutalne pacyfikacje. Takie było nieuniknione prawo tamtej wojny – każde działania podziemia mogły spowodować represje wobec ludności cywilnej.

Jego ziemiańskie zaplecze kulturowe mogło budować pewien dystans wobec osób o innym pochodzeniu społecznym. Ludowcy mieli do niego pretensje, że w ich obecności rozmawia z żoną po francusku... Trudno mieć mu za złe wychowanie i postawę, które nie były wtedy czymś szczególnie wyjątkowym. Może nie należało trzymać rasowego psa w partyzanckim zgrupowaniu (ale w sumie dlaczego?), zdjąć sygnet rodowy, „odprawić” z lasu żonę? Niemniej małżeństwo Horodyńskich można postrzegać współcześnie, jako przykład związku partnerskiego, współpracującego w każdych warunkach – układ trudny do zaakceptowania przez otoczenie tradycyjnie pojmujące rolę kobiety i mężczyzny. Nie był on zresztą jedynym oficerem na Łysinie, któremu towarzyszyła żona.

Albo zgon

Komunistów i Sowietów nienawidził, bo ich znał. Siedział w ich „tiurmie” i pochodził z rejonów, które przyłączono do ZSRS. Zrozumienie to stało się podwaliną przyjaźni z rtm. Józefem Świdą „Dzikiem”. Podobnie jak on, wiedział co robi decydując się na ucieczkę „do Andersa”. „Władza ludowa” tej orientacji nigdy mu nie wybaczy.

Oczywiście nie każdy oficer podziemnej armii to „Hubal” czy „Ponury”. Stwierdzimy więc tylko, że obowiązki żołnierza i Polaka spełnił „Kościesza” po prostu – należycie. Zresztą pamięć o Rzeczpospolitej Raciechowickiej nie jest skupiona jedynie wokół tej postaci, ale wielkiej rzeszy ludzi, którzy zaznaczyli się w tamtych wydarzeniach.

Trzy dni przed ostatnim wojennym Bożym Narodzeniem Horodyńscy wyruszają do Krakowa. Po drodze zatrzymywani są zarówno przez partyzantów sowieckich, jak i Niemców. Ukrywają broń osobistą z myślą o dalszej walce. Po wejściu Armii Czerwonej – tropieni przez NKWD – przerzuceni zostają do Warszawy, gdzie działają nadal w podziemiu. Poszukiwani, decydują się 28 lipca 1945 r. na ucieczkę. Przez Czechosłowację i Niemcy para dociera szczęśliwie do oddziałów 2 Korpusu w San Giorgio.

Wraz z Korpusem ewakuują się do Wielkiej Brytanii. „Kościesza” weryfikuje stopień porucznika, dwukrotny Krzyż Walecznych i Krzyż Virtuti Militari kl. V. Uhonorowany Brytyjskim Medalem Wojny 1939-1945 dzieli los żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Zofia i Wincenty Horodyńscy opuszczają Anglię z końcem lat czterdziestych – resztę życia spędzą w Paryżu. „Kościesza” umiera w 1993 r., a „Stokłosa” przeżyje go o prawie dekadę. Nigdy nie odwiedzili kraju.

Tekst Paweł Chojnacki

Powiązane wiadomości

do góry