Nawigacja

Przystanek Historia

Obława Augustowska – podlaski Katyń

Według prokuratorów IPN to z jedna z największych zbrodni przeciwko ludzkości po II wojnie światowej, dokonana przez stalinowskie imperium na terenie formalnie suwerennego państwa, w czasie pokoju.

  • http://oblawaaugustowska.pl
    http://oblawaaugustowska.pl

http://oblawaaugustowska.pl

20 lipca 1945 r. Ławrientij Beria, przebywający ze Stalinem w Berlinie, otrzymał szczegółowy raport nt. kończącej się właśnie „Obławy Augustowskiej”. Przesłał go Wiktor Abakumow, szef SMIERSZ (Smiert’ Szpionam), wojskowego kontrwywiadu podporządkowanego NKWD (a po reorganizacji w 1943 r. NKGB, wydzielonemu z NKWD). Abakumow, jako prawa ręka Berii, zajęty był wtedy oczyszczaniem z polskiego podziemia ziem wcielonych do stalinowskiego imperium.

Beria towarzyszył Stalinowi na konferencji poczdamskiej (17 lipca – 2 sierpnia 1945), zatwierdzającej rezultaty II wojny światowej i ustalenia z Jałty (luty 1945). W drodze do Berlina, przy zachowaniu szczególnych środków ostrożności, razem z sowieckim dyktatorem przebyli pociągiem ziemie II Rzeczypospolitej, rozdzielone teraz jałtańską granicą. 17 lipca, gdy w Poczdamie rozpoczynała się konferencja, trwała już obława na polskie podziemie, największa operacji antypartyzancka po wojnie. Prowadzono ją na terenie polsko-prusko-litewsko-białoruskiego pogranicza, w Puszczy Augustowskiej i na Suwalszczyźnie. Zdaniem badacza rosyjskiego Memoriału Nikity Pietrowa, operacje tę podjęto na osobisty rozkaz Stalina.

Losy Polski i całej Europy środkowo-wschodniej, od Finlandii po Bałkany i Łabę na zachodzie, zostały przesądzone już w Jałcie. W Poczdamie planowano tylko zatwierdzić wcześniejsze porozumienia, które oddawały pod kontrolę Stalina połowę kontynentu. Już umowa z marionetkowym rządem komunistów, Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego, z 26 lipca 1944 r. pod pozorem ochrony tyłów nacierającej Armii Czerwonej legalizowała terror sowieckiego aparatu i przekazywała mu kontrolę na zajętych terenach. 27 lipca 1944 r. ustalono w podobny sposób nową granicę wschodnią Polski.

Porozumienia z Jałty dawały Stalinowi wolną rękę za cichą zgodą zachodnich aliantów. Ci zaś, porzucając polskich sojuszników, odbierając Polakom połowę terytorium, gwarantowali jednak, dla zachowania twarzy, prawo do wolnych wyborów. Jak napisał jeden z najwybitniejszych emigracyjnych publicystów Stanisław Cat-Mackiewicza, anglosaska Lady Makbet myła ręce...

Jak realizacja ustaleń z Jałty miała wyglądać, Stalin pokazał światu w czerwcu 1945 r. Miesiąc przed konferencją w Poczdamie, w Moskwie – równocześnie z rozmowami o stworzeniu koalicyjnego rządu – zorganizowano pokazowy proces 16 przywódców Polski Podziemnej. W negocjacjach w stolicy stalinowskiego imperium brał udział były premier Stanisław Mikołajczyk. W tym samym czasie w innym miejscu Moskwy, jeszcze niedawno podlegli mu przywódcy wojskowi i polityczni trwającego przez całą okupację oporu, bezprawnie porwani i wywiezieni, na oczach świata oskarżani byli o kolaborację z hitlerowcami. Ostatni komendant Armii Krajowej Leopold Okulicki oraz premier Stanisław Jankowski mieli już nie wrócić żywi z cel na Łubiance.

Ta demonstracja „sowieckiej sprawiedliwości”, przemoc i kłamstwo, przy brak skutecznej reakcji mocarstw anglosaskich, miały złamać ducha Polaków i innych narodów tworzonego właśnie „imperium zewnętrznego” Stalina. Milczenie świata otwierało drogę do bezkarnych pacyfikacji i łamania oporu, stawianego przez żołnierzy podziemia – do niedawna sojuszników zachodnich aliantów, teraz porzuconych na łup NKWD i SMIERSZ.

Widmo antysowieckiego powstania

Sowiecki terror nie pokonał jednak oporu na ziemiach II RP, rozdzielonych jałtańską granicą. Wiosną i latem 1945 r., gdy przetoczyły się tamtędy wielomilionowe armie, struktury podziemia szybko się odbudowywały, a lasy znów zaroiły się od partyzantów. Stawiano opór mimo hekatomby powstania warszawskiego, niepowodzenia akcji „Burza” i sowieckiej zdrady. Oddziały AK, usiłujące traktować Armię Czerwoną jako „sojuszników naszych sojuszników” i wspólnie z nimi wyzwalające Lwów i Wilno, zostały rozbrojone i wywiezione do obozów w głębi ZSRS. Dalszy opór, mimo rozwiązania AK, stał się naturalną, oddolną reakcją na działania sowieckiego aparatu represji oraz budowanego pod jego kontrolą komunistycznego odpowiednika – MO i UB.

Kradzieże, gwałty, deportacje – mimo kłamstw propagandy – obnażały prawdziwy charakter „wyzwolenia”. Na terenach północno-wschodniej Polski, Białostocczyzny, Wschodniego Mazowsza, Podlasia, Suwalszczyzny wciąż żywe było doświadczenie „pierwszej okupacji” sowieckiej. Pamięć dokonanych tu wcześniej zbrodni, trzech masowych deportacji, nie pozostawiała złudzeń, co do istoty systemu, który wrócił po trzech latach. Teraz w nowej formie, instalując podległe sobie komunistyczne władze. Co piąty mieszkaniec tych ziem został w czasie wojny zamordowany, deportowany lub był w inny sposób represjonowany przez jednego z dwóch okupantów. Przetaczający się front zniszczył jedną trzecią wszystkich zabudowań.

Nic dziwnego, że mimo dekonspiracji w wyniku akcji „Burza”, AK nie rozwiązała tam swych struktur. Gdy front, który przeciął latem 1944 r. cały Okręg Białystok na pół, przetoczył się na zachód, w lutym 1945 r. AK przekształciła się w Armię Krajową Obywatelską (AKO), utrzymując ciągłość struktur i dowodzenia.

Terenem szczególnie sprzyjającym działaniom podziemia były obszary Suwalszczyzny i Puszczy Augustowskiej. Rozdzielały one świeżo podbite Prusy, których fragment, jako „obwód kaliningradzki”, został włączony bezpośrednio do Związku Sowieckiego, Litwę – na nowo podbitą i pacyfikowaną okrutnie przez 11 pułków NKWD oraz ziemie wschodnie II Rzeczypospolitej, wcielone ponownie do sowieckiej Białorusi.

Oparciem dla niepodległościowego podziemia stała się na tych terenach, jak zawsze, patriotyczna postawa lokalnych społeczności. Tak jak i na wschód od nowej granicy, w północnej części przedwojennego woj. białostockiego mieszkało wielu potomków szlachty zaściankowej i zagrodowej, której obrazy znamy z literatury jako Bohatyrowiczów i Braci Dobrzyńskich. W kolejnych powstaniach manifestowali oni swe przywiązanie do republikańskiej i patriotycznej tradycji I RP. Także w okresie walki o granice w latach 1918-1921. Nic dziwnego, że na tych ziemiach „za pierwszego Sowieta”, jak nazywano okupację lat 1939-1941, udało się stworzyć silne struktury oporu. De facto był to jedyny obszar na ziemiach II RP wcielonych do Związku Sowieckiego, którego oddziały NKWD w pełni nie kontrolowały.

Struktury AKO tworzące drugą konspirację dozbroiły się sprzętem, który pozostał po przejściu frontu. Wiosną 1945 r. AKO w całym Okręgu Białystok liczyło około 30 tys. członków. W samym Inspektoracie Suwalskim mogło ich być nawet 3,5-5 tys. Za granicą, na Litwie, siły „leśnych braci” były porównywalne do AKO, zaś na Łotwie i w Estonii działało około 10 tys. partyzantów.

Podziemie wiosną i latem 1945 r. na dużych obszarach, szczególnie w powiecie augustowskim i suwalskim, faktycznie unicestwiło większość posterunków MO i UB. W obronie ludności likwidowano konfidentów (około 100), wchodząc nieraz w starcia z sowieckimi oddziałami. Jak przyznał po latach jeden z żołnierzy AK: „Sami doprowadziliśmy do tej obławy. Za bardzo manifestowaliśmy w puszczy swoją siłę”.

Pełne trwogi raporty słane wówczas do Warszawy i Moskwy wskazywały, iż instalowane przy sowieckiej pomoc struktury nowej władzy uległy faktycznej likwidacji „w terenie”, poza większymi ośrodkami miejskimi. W przesadzonych doniesieniach pisano o silnych zgrupowaniach partyzantki, z artylerią włącznie. Pojawiała się wizja antykomunistycznego powstania. Wzywano do zdecydowanych działań, które mogły przeprowadzić na tym etapie tylko siły sowieckie. Na wiecu w Augustowie mjr Wasilenko odgrażał się: „Nie podoba się wam sukinsyny rząd lubelski, wy wszyscy jesteście bandytami z AK. Jeżeli was nie uspokoi wojsko polskie, sprowadzimy 18-milionową armię sowiecką, która was nauczy rozumu i zaprowadzi u was porządek”.

Początkowo ofensywie podziemia sprzyjało odejście frontu na zachód, a z nim większych jednostek Armii Czerwonej. Latem sytuacja odwróciła się jednak. Sowieckie zgrupowania z Prus, szczególnie jednostki 50. Armii podporządkowanej w 1945 r. 2., a następnie 3. Frontowi Białoruskiemu, który przetoczył się latem 1944 r. przez Suwalszczyznę i Augustowskie, zaczęły wracać do Związku Sowieckiego. Decyzja sowieckiego dowództwa, prawdopodobnie na prośbę polskich komunistów, dotycząca użycia tak dużych sił nie służyła tylko zabezpieczeniu szlaku przemarszu, ale także zgnieceniu wszelkiego oporu na ważnym odcinku pogranicza.

Warto tu zauważyć, że obszar na którym w lipcu 1945 r. przeprowadzono obławę, nazywany współcześnie Przesmykiem Suwalskim, miał już wówczas swoje geopolityczna znaczenie. Stanowił korytarz komunikacyjny do podbitych na nowo krajów bałtyckich oraz między inkorporowaną do ZSRS częścią dawnych Prus a sowiecką Białorusią. Według ekspertów taka jego rola jest wciąż aktualna.

Obława

Z perspektywy Stalina udającego się w tym czasie do Poczdamu na spotkanie Wielkiej Trójki, utrzymanie spokoju, wyeliminowanie wszelkich ośrodków oporu i spacyfikowanie ludności było istotnym argumentem, by zatwierdzić terytorialne zdobycze i nowe granice imperium. Służyły temu kolejne „operacje czekistowskie”, przeprowadzane na zapleczu frontu, które kontynuowano po ustaniu działań wojennych w 1945 r.

Przeprowadzona w tym samym celu obława, nazwana później „Augustowską”, była największą z tego typu operacji. Objęła tereny Suwalszczyzny i Augustowskiego, ale być może także po drugiej stronie granicy białoruskiej. Była fragmentem podobnych działań służących rozbiciu i zniszczeniu ośrodków oporu głównie polskiego podziemia na dawny Kresach. Od stycznia do lutego 1945 r. tylko w obwodzie brzeskim i pińskim okrążono 839 miejscowości i przeszukano ponad 48 tys. gospodarstw, sprawdzając ponad 165 tys. osób. Zabito 98, aresztowano 3808. W latach 1944-1946 na terenie sowieckiej Białorusi przeprowadzono wiele podobnych obław przeciwko podziemiu polskiemu, litewskiemu, białoruskiemu i ukraińskiemu. Tylko w 1945 r. na Kresach Wschodnich zrealizowano 2609 podobnych operacji, w tym 13 dużych.

Równocześnie z Obławą Augustowską, w sierpniu i wrześniu zorganizowano kolejne operacje antypartyzanckie na obszarach ziem II Rzeczypospolitej, za linią Curzona, na terenie sowietyzowanej Litwy i Białorusi, m.in. w okręgu mariampolskim. We wrześniu 1944 r. prowadzono np. obławę w rejonie Lidy, Naliboków, Wilejki, gdzie ujęto 419 partyzantów i zatrzymano 20774 osoby.

Według oficjalnych dokumentów Obławę Augustowską rozpoczęto 12 lipca, główna jej faza trwała do 18 lipca, obejmując 3472 km kwadratowe i 388 miejscowości. Operacja musiała zostać przygotowana wcześniej, metodami operacyjnymi, m.in. przez tworzenie list osób do zatrzymania. Aresztowania trwały także po jej zakończeniu, przynajmniej do połowy sierpnia. Świadectwa mieszkańców wskazują, że działania te kontynuowano także później, w postaci wyłapywania podejrzanych o współpracę z podziemiem. Najwyższe władze Związku Sowieckiego, a zapewne sam Stalin i Beria oraz wykonujący ich polecenia szef SMIERSZ Abakumow, zamierzali użyć ogromnych siły wojskowych, wycofywane z Prus, do zorganizowania największej po zakończeniu wojny operacji antypartyzanckiej i zarazem akcji eksterminacyjnej na terytorium powojennej Polski. Wykorzystano siły 50. Armii, w sumie około 50 tys. żołnierzy sowieckich z różnych jednostek, z wiodącą rolą SMIERSZ i 62. Dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD. W sumie użyto 11 dywizji, kierowanych przez sztaby z Augustowa, Suwałk i Olecka. Wspierały je oddziały UB, MO a także LWP z 1. Praskiego Pułku Piechoty, gdzie w walce z niepodległościowym podziemiem „odznaczył się” por. Mieczysław Sznepf. Kontynuował następnie swój „szlak bojowy” przeciwko Żołnierzom Wyklętym pod Siematyczami, Knyszynem i Drohiczynem nad Bugiem.

Od Obławy Augustowskiej zaczęła się także kariera współpracującego ze SMIERSZ Mirosława Milewskiego, który miał dojść aż do funkcji ministra spraw wewnętrznych w latach 1980-1981, członka Biura Politycznego KC PZPR i bliskiego współpracownika gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Ten ostatni także uczestniczył w podobnych akcjach przeciwko Żołnierzom Wyklętym, choć na innych terenach wschodniej Polski. Formowane pod kontrolą stalinowskich doradców nowe elity pojałtańskiej Polski zaczynały swą karierę od udziału w likwidacji pokolenia wiernego niepodległej Rzeczypospolitej.

Działania te miały charakter specyficzny dla sowieckich „operacji czekistowskich”. Objęte obławą tereny, głównie Puszczy Augustowskiej, Grodzieńskiej, Kopciowskiej, otaczane były przez ogromne siły, a następnie przeczesywane za pomocą kilku przechodzących po sobie tyralier, gdzie odstęp między żołnierzami wynosił zaledwie 6-8 metrów. Zatrzymywano praktycznie wszystkich. Przetrząsano każdy zakamarek lasu i zabudowania, niszcząc odnalezione bunkry i kryjówki.

Choć dowództwo podziemia nakazało wcześniej ewakuację partyzantów za Biebrzę, na terenie obławy pozostał oddział AKO „Groma” (Władysława Stefanowskiego) i inne połączone z nim grupy, w sumie 130 ludzi. Nie udał im się wyrwać z kotła. 15 lipca stoczyli nierówna walkę nad jeziorem Brożane. Sowieci ujęli około 50 żołnierzy z dowódcą.

Ważny geopolitycznie dla Stalina Przesmyk Suwalski, przez który przechodziły linie komunikacyjne do podbitych Prus i okręgu kaliningradzkiego został „oczyszczony”. Akcje zniszczenia AKO kontynuowały struktury „polskich czekistów” z MO i UB, następnie przez dziesięciolecia pilnujące tajemnicy zbrodni.

Ofiary

Uwięzieni – około 7 tys. osób, podlegali tzw. filtracji. Wyselekcjonowano najbardziej podejrzanych. Wśród nich znaleźli się także nieletni i kobiety w ciąży. By wydobyć wiedzę o podziemiu, przesłuchiwano ich i torturowano w trybie pięciodniowym, w budynkach zamienionych na prowizoryczne katownie.

Stosowane metody, mordowanie bez śledztwa i sądu, wypróbowano wcześniej na wielką skalę na obywatelach Związku Sowieckiego, w tym na Polakach, w okresie Wielkiego Terroru, a później podczas operacji katyńskiej. Przypominało to działania z okresu Operacji Polskiej w ZSRS z lat 1937-1938, gdy zamordowano według oficjalnych statystyk co najmniej 111 tys. osób, a prawdopodobnie około 200 tys. Polaków. I tym razem zabijano bez śledztwa i sądu, ciała ukrywano prawdopodobnie bez ubrań, by utrudnić w przyszłości ewentualne rozpoznanie zwłok. Zamordowanych grzebano w dołach śmierci.

W raporcie nadzorującego operację szefa SMIERSZ Abakumowa do Berii wyczytać można wręcz rozczarowanie, iż zatrzymano mniejszą niż spodziewano się liczbę osób. Prawdopodobnie przygotowywano się do zbrodni o znacznie większych rozmiarach. W celu „likwidacji” zatrzymanych osób do Olecka sprowadzono specjalną ekipę katów z Moskwy, wydzielony zespół operacyjny 1. batalionu Zarządu Kontrwywiadu SMIERSZ 3. Frontu Białoruskiego. Operacją kierował zastępca szefa Głównego Zarządu SMIERSZ gen. mjr. Iwan Gorgonow i naczelnik Zarządu Kontrwywiadu SMIERSZ przy 3. Froncie Białoruskim gen. por. Pawieł Zielenin. Jak pisał Abakumow do Berii: „Towarzysze Gorgonow i Zielenin to dobrzy i doświadczeni czekiści i to zadanie wykonają”.

Według badacza Memoriału Nikity Pietrowa zatrzymanych w obławie zamordowano prawdopodobnie do końca lipca 1945 r., poza granicami Polski, zapewne na Białorusi. Nie znamy wciąż liczby ofiar. Z cytowanej notatki Abakumowa wynika, że w dniach 12-19 lipca zatrzymano 7049 mieszkańców terenu objętego obławą, w tym 5364 Polaków i 1685 Litwinów. Część z nich zwolniono po przesłuchaniu, 252 Litwinów przekazano NKWD-NKGB na Litwie. Z raportu Abakumowa wynika, że zamordowano nie mniej niż 592 osoby.

Do ustalonej liczby ofiar, które „zaginęły” w wyniku obławy należy doliczyć także innych zabitych, zatrzymanych, deportowanych i poległych podczas bitwy nad jeziorem Brożane oraz osoby nieujęte w jedynym znanym nam raporcie. Wśród nich wspomnianych Litwinów (choć tu nie ma pewności, czy nie chodziło jedynie o obywateli Litwy), zapewne głównie z Litewskiej Armii Wyzwolenia, których przekazano NKWD na Litwie. Zdaniem badacza Kresów prof. Krzysztofa Jasiewicza, liczba ofiar może być znacznie większa, przekraczając tysiąc, a być może zbliżając się do około 2 tys. osób.

Pamięć i groby

Mimo wielu lat poszukiwań wciąż nie wiemy gdzie ukryto ciała wywiezionych i zamordowanych w lipcu 1945 r. Najcenniejszych informacji dostarcza przywoływany już raport Abakumowa dla Berii, ujawniony przez Nikitę Pietrowa oraz opublikowane w internecie dokumenty operacji zbrojnych 50. Armii, które pozwoliły odtworzyć kolejne fazy obławy. Spośród miejsc, gdzie mogły zostać ukryte ciała brano pod uwagę leśny pałacyk Hermanna Göringa koło Olecka, na terenach dawnych Prus Wschodnich, tam gdzie znajdowało się dowództwo sowieckiej 50. Armii. Niektórzy badawcze uważali, że zatrzymani mogli być wywiezieni w głąb ZSRS, a nawet wykorzystani do doświadczeń medycznych.

Groby odkryte u schyłku PRL, w 1987 r., w Gibach w Suwalskiem, które przypomniały sprawę obławy, okazały się prawdopodobnie cmentarzem niemieckiego szpitala polowego. Do dzisiaj rodziny zaginionych nie mają gdzie zapalić zniczy ku pamięci swoim bliskim.

Najbardziej prawdopodobnym miejscem masowej zbrodni i ukrycia ciał ofiar „podlaskiego Katynia”, jak wskazują badacze, mogą być okolice nieistniejącej już leśniczówki Giedź, niedaleko wsi Kalety po białoruskiej stronie granicy. Wskazywał na tę lokalizację znawca metod działania sowieckiego aparatu zbrodni Nikita Pietrow. Charakterystyczne, że teren ten już po wojnie, w wyniku korekty granicy, został włączony do Białoruskiej SRR, gdzie groby ofiar komunizmu do dzisiaj pozostają utajnione.

Tak jak w sprawie Katynia odpowiedzi na te pytania znajdują się we wciąż zamkniętych archiwach sowieckiego aparatu represji w Rosji i być może na Białorusi. Nie ulega też wątpliwości, iż tak jak potwierdziła to kwalifikacja prokuratorów IPN, mamy tu do czynienia z jedną z największych zbrodni przeciwko ludzkości po II wojnie światowej, dokonaną przez stalinowskie imperium na terenie formalnie suwerennego państwa, w czasie pokoju.

„Dowodem istnienia potwora są jego ofiary”, jak napisał kiedyś Zbigniew Herbert. Stąd tak pieczołowite zacieranie śladów zbrodni i niedostępność archiwów. Jednak pamięć o zamordowanych, przechowana przez rodziny nie pozwoliła zapomnieć. Dzisiaj zbrodnia ta, choć wciąż nie wyjaśniona, demistyfikuje dominującą w świecie optymistyczną opowieść o koalicji antyhitlerowskiej i „wspólnym zwycięstwie” nad faszyzmem. Pokazuje prawdziwe skutki jałtańskiego systemu i oddania Europy środkowo-wschodniej Stalinowi za cenę chwilowego przymierza z mocarstwami Zachodu. Los ofiar Obławy Augustowskiej, zbrodni skrywanej przez dziesięciolecia, weryfikuje także legendę „wyzwoleńczego pochodu” Armii Czerwonej, która w istocie wykonywała polecenia SMIERSZ-u i NKWD oraz ich mocodawców.

Tekst Henryk Głębocki

do góry