Nawigacja

Aktualności

1980. Sierpniowa głodówka solidarnościowa w nowohuckiej „Arce Pana”

Adam Macedoński w rozmowie z Anną Zechenter z Oddziału IPN w Krakowie

  • Adam Macedoński
    Adam Macedoński

26 sierpnia 1980 r. w kościele Matki Bożej Królowej Polski w nowohuckich Bieńczycach działacze opozycji Jan Leszek Franczyk, Adam Macedoński, Mieczysław Majdzik i Stanisław Tor (wszyscy czterej z Chrześcijańskiej Wspólnoty Ludzi Pracy) oraz Zygmunt Łenyk z KPN rozpoczęli głodówką, solidaryzując się ze strajkującymi robotnikami Wybrzeża. Proboszczem parafii był wówczas budowniczy „Arki Pana” ks. Józef Gorzelany.

W samym Krakowie latem 1980 r. strajki nie przybrały większych rozmiarów. W nocy z 19 na 20 sierpnia stanął wydział mechaniczny Huty im. Lenina, największego zakładu w regionie, zatrudniającego 39 tys. pracowników. Po spełnieniu postulatów przez dyrekcję kombinatu strajk szybko wygasł. Z kolei w Elbudzie protest głodowy ogłosił Ryszard Majdzik, syn Mieczysława. Zastrajkowały też MPK i PKS, ale robotnicy z innych regionów liczyli zapewne na coś więcej, a na dalekobieżnych pociągach wywieszano nawet transparenty: „Krakowiacy nie Polacy”.

Głodówka dla poparcia 21 postulatów

Fragment książki „Pod czerwoną okupacją. Adam Macedoński w rozmowie z Anną Zechenter”, Kraków 2013

Anna Zechenter: W sierpniu 1980 roku zorganizował Pan w nowohuckim kościele Arka Pana głodówkę dla poparcia postulatów strajkowych stoczniowców gdańskich; uczestniczyli w niej wraz z Panem Jan Franczyk, Mieczysław Majdzik, Stanisław Tor oraz Zygmunt Łenyk, członek Konfederacji Polski Niepodległej oraz redakcji pisma „Opinia”.

Adam Macedoński: Wiadomo było w Krakowie, że już na Wybrzeżu trwają strajki. Kombinat miał swoje żądania. Kiedy dyrekcja je przyjęła, protest zaczął wygasać. Chcieliśmy doprowadzić do tego, by wielki zakład, jakim była huta, stanął, popierając postulaty z Gdańska. Jeździłem ciągle do Gorzelanego, ale nigdy go nie było. Musieliśmy więc zrobić coś jak najszybciej – u Tora w Przegorzałach wymyśliliśmy, że Tor, Majdzik, Łenyk, Franczyk i ja urządzamy głodówkę.

Zbliżał się już koniec sierpnia, a z księdzem Gorzelanym wciąż nie mogliśmy się spotkać, więc zdecydowaliśmy, że wejdziemy i rozłożymy się. Znałem Gorzelanego i warunki na miejscu, ustaliliśmy, że jedziemy tam i koniec. Umówiliśmy się na 26 sierpnia. Mieliśmy nadzieję, że każdy jakoś się wyrwie, mimo że nas wtedy obserwowali.

Ostatnią noc spędziłem poza domem. Dojechałem, ciemno się robiło, przy kościele jest biuro, tamtędy się wchodzi po schodkach do stołówki księży, tam są też pokoje gościnne. Wejście było zawsze otwarte, wszedłem na dół, siedział tam już Zygmunt Łenyk z plecakiem, a zakonnice się kręciły, powtarzały, że nie ma księdza. Mówiłem im, że ksiądz będzie na pewno, bo się z nim umówiłem. Potem przyszedł zdenerwowany Tor. Cały dzień krążył po Krakowie, bo się jakiś ubek do niego przyczepił, aż w końcu Tor zrobił mu w tramwaju awanturę: „Coś się Pan do mnie przyczepił, zboczeniec!”. Oni się zawsze bali ujawnienia, więc ubek się upłynnił.

Wieczorem przyszedł do nas stróż i mówi: „Panowie, musicie wyjść, bo ja tu wszystko zamykam, a księdza Gorzelanego już nie będzie”. Upierałem się, że będzie, bo obiecał i kazał nam tu czekać. A my się modlimy. Przyszła zakonnica, starsza, z Wołynia, i powiedziała: „Nic się nie bójcie, ja jestem za Wami. Macie tu czekoladki”. Jak tu brać czekoladki, kiedy przyszliśmy głodować? Poprosiliśmy tylko o wodę mineralną. Bardzo były niezadowolone z naszej obecności młodsze zakonnice. „Tylko kłopoty na nas ściągniecie, władze nie pozwolą nam zbudować hospicjum dla chorych” – zarzucały nam.

W nocy wrócił wreszcie ksiądz Gorzelany i powiedział: „Trudno, zostańcie na noc”. Mieliśmy ze sobą kartkę z przepisanymi na maszynie postulatami gdańskimi. Siedzieliśmy w przejściu do kościoła, więc wszyscy wchodzący widzieli nas, kartkę z postulatami i transparent „Głodówka solidarnościowa”. Sprawa zrobiła się w Hucie głośna.

Następnego dnia przyszła lekarka, zbadała nas i natychmiast mówi: „Panowie Tor, Majdzik oraz Macedoński mają przerwać głodówkę, bo powyżej pięćdziesiątki nie wolno głodować, to zagraża życiu, to jest samobójstwo, a więc grzech”. Lekarka była, naturalnie, z kurii metropolitalnej. Mietek Majdzik się zdenerwował i zaczął krzyczeć: „To ja tyle przeszedłem, to ja ten kościół własnymi rękami budowałem, a teraz mnie ktoś stąd wyrzuca!”. Przekonywała nas też Halina Bortnowska z „Tygodnika Powszechnego”, żebyśmy sobie poszli, a kilka lat później mówiła w telewizji: „Założyliśmy tę »Solidarność«”… Ksiądz Gorzelany był bardzo zdenerwowany – musiał mieć wielkie kłopoty w kurii. No, ale zaraz potem przyszedł Jerzy Kuczera z walcowni, ucieszył się, bo – jak powiedział – „chłopcy w kombinacie już się przekonali, że trzeba strajkować, robią zbiórkę pieniędzy na Gdańsk”. Głodówka trwała pięć dni.

♦♦♦

Głodówka zakończyła się w przeddzień podpisania Porozumień Sierpniowych w Gdańsku. Wcześniej w Arce Pana gościła delegacja gdańskich stoczniowców. Komitet Strajkowy, skupiający przedstawicieli 16 wydziałów Huty im. Lenina, przekształcił się wkrótce w Komitet Robotniczy Hutników.

do góry